Zygmunt Kościelski
Dziennikarz, pisarz, publicysta. Absolwent Wydziału Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Pełen nieprawdopodobnej energii. Dobry przyjaciel, z którym tak strasznie rzadko się spotykałem. Starszy ode mnie o 8 lat, czyli – w czasach dziecinnych – o przepaść. Urodził się w Warszawie, ale razem ze swoją niezwykłą matką, Wandą Bohdanowicz-Renault i ze starszym bratem Kubą przyjeżdżał na każde wakacje do Tykocina, do dziadków: znanego tykocińskiego aptekarza Zygmunta Bohdanowicza i Serafiny Bohdanowicz, szanowanej i cenionej akuszerki i pielęgniarki. To ona powitała mnie na tym świecie na początku lata 1956…
Dopiero w czasach dorosłych zaczęliśmy się z Zygmuntem przyjaźnić. Ponieważ zawsze się wydaje, że wszystko będzie trwało wiecznie, próbowaliśmy umawiać się co jakiś czas na wspólny wyjazd do Tykocina, na wieczór w jakiejś tykocińskiej knajpce – najlepiej knajpie, chociaż takiej już nie ma… Na wieczór, w który mielibyśmy czas na przypomnienie sobie wszelkich możliwych i niemożliwych tykocińskich historii. Ponieważ wszystko miało trwać wiecznie, wciąż odkładaliśmy to spotkanie. Dom Zygmunta, niezwykły dom Bohdanowiczów, oddalony tylko o dwie posesje od naszego, rozsypał się ze starości gdzieś w latach 70′ minionego wieku. Zygmunt powtarzał – „Nie ma już tam gdzie przenocować”.
W lutym 2018 nagle Go zabrakło. Powrócił do Tykocina i już zawsze tam będzie.
Niewiele mam wspomnień o Nim. W maju 2011 pracował w Warszawie w Muzeum Woli. W pewien czwartek nagle zadzwonił – „Rysiek, pojutrze jest Noc Muzeów, nie przyjechałbyś zaśpiewać tych swoich piosenek?” Jak by to wyjaśnić… W tamtych czasach jeszcze nie próbowałem nigdzie występować z moimi piosenkami. Tkwiły w segregatorach, gdzieś w zakamarkach komputera… Więc dwa dni, na przygotowanie, bez żadnego doświadczenia i praktyki. To był niezwykle udany wieczór! Publiczność siedziała na podłodze, a atmosfera była taka, jak chyba już nigdy potem. No, może w Galerii „Opowieści z Narwi”… Kiedy się skończyły moje piosenki, a słuchacze wciąż nie chcieli sobie pójść, Zygmunt wyciągnął gitarę – miał ją tam w Muzeum? – i długo śpiewaliśmy wszystko, co tylko się nawinęło.
Odwiedziłem Zygmunta raz w jego mieszkaniu na Mokotowie, w maju 2017. Więc jednak nie wszystko przegapiliśmy… Gadaliśmy o Tykocinie z „naszych czasów”, rzecz jasna. Ale kiedy wróciłem do domu, pomyślałem, że przecież jeszcze muszę go zapytać – o to, i to, i tamto. I już nie zapytałem.
5 sierpnia 2018 w Muzeum w Tykocinie odbył się wieczór pod hasłem „Nie tak miało wyglądać to spotkanie”, poświęcony Zygmuntowi. Poproszono mnie, żebym coś zaśpiewał przy tej okazji. Wystąpić w tykocińskim Muzeum, to zawsze jest zaszczyt. Pomyślałem – piosenki o Tykocinie, oczywiście. Ale przecież nie napiszę piosenki o Zygmuncie!
A jednak. Nagle mnie uderzyło to hasło, „Nie tak miało wyglądać to spotkanie” …
Nie tak
Tekst, muzyka, aranżacja, śpiew: Ryszard Matusiewicz
Chodziło chyba nam
O jakieś inne miasto
Rzecz jasna, że już dziś nie można tam pojechać
Dzwoniliśmy do siebie raczej rzadko
Czasami jakiś mail z odzewem lub bez echa
Że może wiosną, gdy na Zamek ruszą Szwedy
Że może kiedyś tam się spotkać, może kiedyś…
Tykocin dziś –
Mówiłeś –
Taki gładki
I te noclegi po hotelach, jak turysta
Ze wspomnień, w których tutaj miałeś coś na własność
Coraz mniej chętnie, mniej cierpliwie się korzysta
Nie miało tak wyglądać
To spotkanie
Mieliśmy w planie coś tam wypić i zaśpiewać
Inaczej wyszło. Czy ktoś mógłby się spodziewać?
No właśnie mógłby. Bo już się spodziewać trzeba –
* * *
Czas mija nam
I sprawy tracą ważność,
Bo niesłychanie już pociemniał błękit nieba,
Tym bardziej w porę sobie trzeba opowiedzieć
Drobiazgi, które są miłością lub przyjaźnią
Wszystko, co między nami pozostanie
Wszystko, co już na zawsze pozostanie
*** Pobierz nagranie ***
I jeszcze dwa opowiadania – wspomnienia Zygmunta, zamieszczone na stronie www.placczarnieckiego10.net :
Poruszająca piosenka. Przemijanie to trudny temat, można go zbanalizować, a można go wypowiedzieć nie mówiąc niemal nic, muskając go zaledwie, tak jak tu.